poniedziałek, 19 grudnia 2016

24. Rodzina Faraday – 3

Trochę mnie tutaj nie było, ale, cóż, tak już ze mną jest. Chyba nie uda mi się wrzucić wszystkich zaległych zdjęć do drugiej rocznicy Casterly Rock, ech. (PS: Polecam „Westworld”, które zachwyciło mnie nie tylko swoją treścią, a jeszcze ładną oprawą. Dawno nie widziałam takiego, hm, ładnego, estetycznego serialu?)


Liv i Leah musiały zmieścić się w jednym pokoju we dwie (to zupełnie jak prawie każde simowe rodzeństwo w mojej grze, jaj!). Stolik do rysowania nie został sprzątnięty, ponieważ Leah bardzo często z niego korzystała.

A tutaj Vincent zakopuje dziurę. W środku nocy. „Głupie psy i wilki” – myślał zapewne.

Mdłości i wymioty okazały się być, oczywiście, objawami ciąży. Demeter przyjęła to zaskakująco dobrze, jak na osobę, która nie planowała póki co kolejny raz w ciążę zachodzić.

Tego samego dnia, co Vincent, o ciąży Demeter dowiedziały się również Liv i Leah.

Demeter, zamiast przegryzać ogórki czekoladą, jak na typową kobietę w ciąży przystało, postanowiła zacząć medytować.

Leah, Demeter i coraz większy nienarodzony.

Kilka miesięcy później Demeter urodziła syna, Masona (a Robb Stark był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo nazwisko rodziny miało jednak przetrwać. Obawiałam się kolejnej córki, bo Vincent i Demeter mieli mieć na początku tylko dwoje dzieci – córkę (Liv) i syna, który okazał się kolejną córką (Leah)).

Leah jeszcze była na to za młoda, ale już Liv bardzo pomagała rodzicom w opiece przy Masonie.

(Lalala, jak ja kocham przytulanie dzieciaczków na kanapie. I pomyśleć, że odkryłam tę interakcję po wielu latach gry, dopiero przy grze w starych Zimnych Dołach.)

Liv próbowała swoich sił również w gotowaniu.

Vincentowi i Demeter nie brakowało czasu na czułości

…ale oczywiście nie zaniedbywali przez to dzieci…


…starszych dzieci również.

Jak już wspominałam, Leah sporo czasu spędzała na bazgroleniu różnych obrazków. Naprawdę uwielbiała to robić i marzyła, że kiedyś dostanie w prezencie najprawdziwszą sztalugę i płótno.

Pewnego dnia w odwiedziny do Demeter wpadła Gilly. Niestety po studiach i założeniu własnych rodzin, nie spotykały się zbyt często i rozmawiały ze sobą głównie telefonicznie.

Gilly zabrała ze sobą również Sage i Coltona. Kiedyś Leah i Colton byli ze sobą blisko, ale kiedy Colton dorósł, zaczął ignorować młodszą przyjaciółkę. Podczas odwiedzin przywitał się tylko z Leah, a potem zniknął z Liv w pokoju dziewczyn. Leah w tym czasie lepiła z Sage bałwana i starała się nie przejmować Coltonem, ale i tak było jej bardzo przkro.

Kiedy bałwan był już gotowy, Leah zainicjowała bitwę na śnieżki.

W czasie, kiedy Leah i Sage walczyły na śnieżki, Liv i Colton poznawali się coraz lepiej, znaleźli wspólny język.

Liv starała się być dobrą siostrą i widząc, że Leah coś gryzie, chciała ją rozweselić, czytając jej książkę. Nie miała pojęcia, że siostra smuci się (i złości, bo zła też była) również przez nią.

Czas szybko upływał, a Mason rósł jak na drożdżach.

Leah była bardzo pomocną dziewczynką. Zawsze jako pierwsza zgłaszała się do mycia talerzy po posiłku i z radością bawiła się z małym Mansonem, pozwalając zapracowanym rodzicom odpocząć.

Bycie dzieckiem-aniołkiem okazało się opłacalne. Spełniło się największe marzenie Leah – dostała sztalugę.

Nauka chodzenia z mamą i wyrzucający zawartość nocnika Vincent w tle.

Czasami, po pracy, Hyperion wpadał w odwiedziny do Faradayów. Oczywiście Liv zawsze zawracała wujkowi głowę, wypytując go, co ciekawego robił w laboratorium. Czasami opowiadała mu jakieś kawały, ale śmiech Hyperiona wypadał dosyć… histerycznie.

Liv nie była najgrzeczniejszą nastolatką w simowym świecie. To, że była niepełnoletnia, nie powstrzymywało ją od picia alkoholu. Nawet Colton zerkał na nią niepewnie podczas ich pierwszej wizyty w „Graciarni”.

(Zdjęcia z serii: „Nie wiem jak podpisać, ale chcę je dodać”. Od teraz będę pozostawiać takie bez podpisu. Chociaż brak słów boli moje oczy niemal tak samo bardzo jak dwie niepełne linijki tekstu. Ale chyba będzie wyglądać estetyczniej. Mam nadzieję.)

Kiedy Vincent i Demeter byli w pracy, a Liv i Leah w szkole, Mason, niestety, musiał zostawać z opiekunką (a wiadomo jakie bywają dwójkowe opiekunki!).

Po powrocie ze szkoły Liv od razu dała Masonowi butelkę pełną mleka. Ona też nie ufała opiekunkom.

Nadszedł dzień urodzin Leah. Nie urządzono z tej okazji wystawnego przyjęcia, Demeter musiała być w pracy, a na dodatek Liv zaprosiła do domu Coltona (licząc na to, że młodsza siostra ucieszy się z takiego gościa…), ale Leah prawie się tym nie przejęła.

(Ekhm, Vincent tak trochę sobie przytył.)

Spóźniona Demeter wyściskała najmłodszą córkę.
– Na Wszechwidzącego, moja mała dziewczynka wyrosła na taką piękność! – zachwycała się Demeter, nie kryjąc łez wzruszenia.
– Mamo, bo się zarumienię… – śmiała się Leah.

Później Liv i Colton zajęli kanapę, gdzie znowu zaczęli głośno rozmawiać i się śmiać, więc Leah, wciąż zła na byłego przyjaciela (na siostrę zresztą też), poszła do pokoju malować.


Pani opiekunce odbiło. Musiało jej odbić, bo nie dość, że nakarmiła Masona, dbała o jego potrzeby, to dodatkowo wysprzątała cały dom. Co prawda potem postanowiła skorzystać z wanny pracodawców, ale Robb Stark przymknął na to oko…

…i uznał, że starsza pani zasłużyła na wysoki napiwek.

Leah zaprzyjaźniła się ze swoją kuzynką, Artemis Underhill. Podczas gdy Artemis przy przegrywaniu wyglądała jedynie na przygnębioną…

…Leah trochę się denerwowała. (Kocham to, że reakcje simów zależą od ich osobowości. Ha, a niby to czwórka wprowadziła takie nowości. #hejt_na_czwórkę_chociaż_ją_lubię)

Liv poznała w szkole Ryana Morrisona, który niedawno przeprowadził się ze swoimi rodzicami do Casterly Rock. Hm, podczas ich rozmowy doszło do kilku zgrzytnięć zębami z powodu różnicy poglądów…

…ale i tak się polubili. (Chociaż, jak tak teraz patrzę na zdjęcie wyżej, to mam wrażenie, że Ryan martwi się tym, że Liv może chcieć go tą piłką zabić!)

Vincent postanowił wziąć się za siebie i zrzucić nadprogramowe kilogramy.


Opiekunka Masona nadal zachowywała się nienagannie i chociaż raz zepsuła komputer…

…to i tak dostała napiwek. (To nie jej wina, że stoją w śmieciach tylko moja, bo kazałam Liv dać staruszce napiwek, a że ta akurat wynosiła śmieci do kosza…)

I przyszła pora na kolejne urodziny Masona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga