Casterly Rock za dziewięć dni obchodzi drugie urodziny i mam w planach w tym roku o tym nie zapomnieć. Planuję dodać pościk, ale nie wiem, czy z relacją z gry (Forest, Underhill), bo znając życie, nie będzie mi się chciało tych wszystkich zdjęć podpisywać (wciąż mam pięć wersji roboczych postów!). Ale na pewno dodam randomowe zdjęcia CR, które planuję wtedy odwiedzić. Ta, po kilku miesiącach…
Ethan i Hope w roli dziadków nadal sprawowali się znakomicie.
Colton, chociaż był bardzo towarzyskim dzieciakiem, czasami lubił pobyć trochę sam.
Ćwiczenia i zdrowe odżywianie opłaciły się i Gilly wróciła do swojej dawnej sylwetki, sprzed ciąż.
Czas mijał spokojnie, Sage podrosła i wkrótce miała dołączyć w szkole do starszych braci.
#córeczka_tatusia
(A tutaj cała trójka najmłodszych Campbellów.)
Sage nie pogardzała zabawkami swoich braci. Owszem, miała własne, ale któż nie lubi pobawić się czasem samochodzikami?
Och, dzieci. Jak one szybko dorastają…
Babcia Hope piekła najpyszniejsze ciasta na świecie i Colton zaczął się zastawiać, czy to czasem nie przez nie przytyła jego mama i tylko zrzucała winę na „trzy ciąże”.
Zostawianie zadań domowych na ostatni moment nie należało do najlepszych pomysłów Sage – zmęczenie nie było czymś, co umiała zignorować.
Pewniej nocy stało się coś nieoczekiwanego. Coś, czego Robb Stark długo nie widział w swojej grze. Złodziej wkradł się do domu Campbellów.
Na szczęście alarm antywłamaniowy nie zawiódł, a policja pojawiła się na miejscu zaskakująco szybko. Jedynym minusem tego zdarzenia było to, że wszyscy mieszkańcy zostali zbudzeni…
…i złe wspomnienie też, ale tylko Alec przeżywał je tak emocjonalnie.
Okej, przez tę pobudkę Leith omal nie zdążył do pracy.
Gilly wyciągnęła raz Ethana na poranny jogging.
Colton bardzo często rozmawiał (i spotykał się również, ale głównie w szkole) ze swoim młodszym kuzynem, Finnem, i Liv Faraday.
Okej, a teraz przerywnik z samymi zdjęciami, z pominięciem podpisów (i chyba będę tak robić częściej, kiedyś, jak nie wiedziałam w jaki sposób podpisać zdjęcie, po prostu ich nie dodawałam, ale byłoby mi przykro, gdyby tak wiele przepadło razem z umierającym komputerem):
Colton postanowił popracować nad sylwetką. Cóż, początki bywają nieprzyjemne.
Colton zaprosił kiedyś Finna i Liv do siebie. Miał nadzieję, że się polubią i od tej pory będą się spotykać w trójkę, a on nie będzie musiał dzielić swojego czasu pomiędzy przyjaciółmi.
Bawili się razem całkiem nieźle…
…ale później tak jakoś wyszło, że Colton zagadał się z Liv, a Finn, znudzony, postanowił przejrzeć Simbooka.
Ale Finn nie był olewany długo i wkrótce znowu spędzali czas we troje.
Cóż, chwilę później Finn i tak musiał iść, ale Liv miała zostać jeszcze na jakieś pół godziny. Próbowała rozbawić Coltona, udając gadającego misia…
Tak jakoś wyszło, że pożegnanie Liv i Coltona było trochę zbyt czule. (Tak, wiem jak strasznie wygląda broda Coltona (Liv w sumie też), teraz już sprawdzam mordy simów z profilu, ale trochę takich stworzyłam, trochę się urodziło… pewnie parę pokoleń minie zanim się „wklęsłych” podbródków pozbędę.)
Jeszcze późnym wieczorem Colton przedzwonił do Finna, żeby porozmawiać o męskich sprawach. Z telefonu stacjonarnego, nie z komórki bo wyczerpał środki na koncie.
(Moi piękni emeryci. :c)
Coraz częściej Colton dołączał do joggingu Gilly.
Leith, pomimo tego, że sporo czasu spędzał w pracy, nie zaniedbywał swoich dzieciaków.
(Mina Sage tak bardzo na tym zdjęciu wymiata.)
Ethan wciąż sporo wolnego czasu – na brak którego nie musiał narzekać – poświęcał wędkarstwu.
Nadszedł czas na urodziny Aleca. To był naprawdę udany dzień, mogło się wydawać…
…do czasu, kiedy na urodzinową „imprezę” nie wpadł Mroczny Kosiarz razem ze swoją klepsydrą i kosą – czas Hope dobiegł końca. To wtedy Alec znienawidził datę swoich urodzin, która już na zawsze kojarzyła mu się ze śmiercią ukochanej babci…
Przy tym wszystkim dzieciaki nie odrobiły nawet zadań domowych i nad ranem Colton, który wstał wcześniej, by nie myśleć o śmierci babci, zajął się zdaniami Sage i Aleca.
Po szkole Colton wybrał się z Liv do parku, a pogoda idealnie pasowała do ich ponurego nastroju.
– Domyślam się, co teraz czujesz, Cole. Wiesz, moi dziadkowie też niedawno umarli. Co prawda nie widywałam się z nimi za często, ale bolało. Leah twierdzi, że lepiej się tym nie zadręczać, że nasi przodkowie na pewno nie chcą patrzeć z Królestwa Wszechwidzącego na nasz smutek… Wkrótce i tak się z nimi spotkamy, no bo czym jest kilkadziesiąt lat życia sima z perspektywy wieczności?
– Dzięki, Liv – odparł na jej monolog Colton. Przez, jak na jego gust, trochę za bardzo filozoficzne słowa przyjaciółki poczuł się odrobinę lepiej. – Dobrze cię mieć…
A potem tak jakoś wyszło, że Colton przybliżył się do Liv i ją pocałował, a ona odwzajemniła ten pocałunek.
Gilly zajmowała się ogrodem, żeby odgonić myśli o umieraniu. Najpierw ojciec, potem teście Isolde, babcia Demeter… teraz Hope. Starsze pokolenie mieszkańców Casterly Rock zaczęło się wykruszać. Gilly zaczęła więcej i częściej dzwonić do matki i z nią przebywać z obawy, że jej wkrótce też zabraknie.
Z Ethanem też rozmawiała częściej niż do tej pory (zważywszy na to, że oboje nie pracowali, mieli mnóstwo czasu na rozmowy), chociaż nigdy nie miała powodów do narzekania na relacje z teściem.
A Ethan próbował zarazić wnuków swoją pasją wędkarza. Cóż, Colton szybko się zmył, narzekając na brak czasu (tak naprawdę stracił cierpliwość, bo chociaż stał z wędką ponad godzinę, niczego nie złowił), ale Alecowi udało się coś złowić.
Urodziny i śmierć - skąd ja to znam... U mnie w Simsach dzieje się to nadzwyczaj często. Colton i Liv, aż się łezka w oku kręci. Ta młodzież tak szybko dorasta. ;) Uwielbiam Twoje zdjęcia z gry (bez podpisów ogląda się je równie przyjemnie). Są przepełnione rodzinnym ciepłem i miłością, wielbię!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :*
Ostatnio (ekhm, zdjęcia sprzed kilku miesięcy) mnóstwo u mnie zgonów i minimum dwa razy były około-urodzinowe. </3 Dziękuję, nieskromnie powiem, że też je uwielbiam i cieszę się, że uważasz, iż rodzinnie wychodzą!
Usuń