Okej, tak więc moje Casterly Rock obchodzi dzisiaj trzecie urodziny. Od zdjęć z końca tej notki niewiele się w miasteczku zmieniło – na końcu będą zdjęcia ze stanu obecnego. Znaczy się, owszem – dzieciaki się porodziły, mieszkańców przybyło, ale Casterly Rock prezentuje się niemal tak samo jak rok wcześniej.
No i mam problem. Bo nastolatkowie z najnowszego pokolenia (na drzewach genealogicznych niżej – tak, w końcu zostały zrobione – są jeszcze małymi dziećmi) przy następnej turze mogą wybrać się na studia, ale nie wiem czy podołam, jak ogarnę różnicę wieku przy tych jeszcze młodszych, ech. Jakby chociaż różnica wieku pomiędzy każdym była identyczna, w sensie w grupach, bo jedni są młodsi, inni starsi, ale niekoniecznie o tyle samo. Chociaż ci najstarsi są zazwyczaj w tym samym wieku, więc może jakoś to będzie. Albo odpuszczę, ale nie po to powstawał Lannisport (jego zdjęcia też w tej notce sprzed prawie roku).
Wylegiwanie się w łóżku i długie rozmowy były dla Demeter i Vincenta Faradayów tak samo przyjemne jak igraszki w nim. To się chyba nazywa starzenie?
Pogaduszki z najlepszą przyjaciółką (to trochę przerażające, że Demeter i Gilly znają się już taki kawał czasu, a ja pamiętam jak wieki temu poznały się jeszcze jako nastolatki, a obecnie w mojej grze zostało im parę dni do śmierci).
Mason potrafił godzinami wisieć na telefonie, rozmawiając z Samuelem Florentem.
Czytanie książek rodzinną tradycją? Z tym, że Mason przegląda książkę kucharską, a Demeter czyta coś dla rozrywki.
I przyszła zima, więc Mason i Samuel postanowili to uczcić lepieniem bałwana…
…które – oczywiście – zakończyło się bitwą na śnieżki.
Później, zmarznięci, zajadali się omletami przygotowanymi przez Masona.
– Wyglądają bardzo smacznie, ale wystarczyłoby ciepłe kakao. Nie musiałeś tracić tyle czasu w kuchni… – powiedział zakłopotany Samuel.
– Zamilcz i jedz, bo zrobię to za ciebie.
Aisha i Rose zamieszkały z Coltonem, kuzynem Rose, i Mią.
Nie obyło się od uczczenia przeprowadzki namiętnymi pocałunkami, które skończyły się ochrzczeniem nowego łóżka.
Kiedy jednych budzą wkurzający sąsiedzi, inni mogą pozwolić sobie na spokojną pobudkę w ramionach swojej miłości. I gdzie tu sprawiedliwość?
Wspólne śniadania stały się małą tradycją rodziny Campbell-Morgan-Summerfield-Florent.
Dwa oblicza romantyzmu…
Rose miała teraz bardzo blisko do starszej siostry, Mary, i chętnie wpadała w odwiedziny, żeby móc pozachwycać się siostrzenicą – małą Lucy.
Aisha natomiast nie chciała zaniedbać przyjaźni z Sidneyem Forestem, więc nie licząc rozmów telefonicznych i tych poprzez SimChat, spotykali się też co jakiś czas u któregoś z nich.
Jedno z wielu bara-bara, pomimo zabezpieczeń, skończyło się nieplanowaną ciążą.
Kiedy Mia dowiedziała się o wpadce, zwlekała z powiadomieniem o tym Coltona. Nie chciała tego dziecka – podejrzewała, że jej chłopak również – i przez myśl przeszła jej nawet aborcja, jednak zbyt późno zorientowała się, że jest w ciąży…
W końcu powiedziała Coltonowi o tym, że zostaną rodzicami. Na początku chłopak wkurzył się („Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś?!”), ale szybko przeprosił Mię za nagły wybuch agresji i pogładził ją po brzuchu.
(Mary przygotowywała obiad, a Lucy, totalnie słodko i rozkosznie, zdrzemnęła się w foteliku – jedno z najbardziej uroczych zdjęć z mojej gry. *rozpływa się*)
Carter, w cudownym wdzianku z pracy, karmiący ukochaną córeczkę.
Pocałunek na dobranoc…
…która nie była wcale taka dobra, bo skończyła się przedwczesną pobudką spowodowaną hałasami zza ściany. Carter nieźle się wkurzył i, głośno przeklinając, zaczął łomotać pięścią w ścianę.
…pogaduszki z siostrą na świetlicy.
…godziny spędzone na grze na fortepianie.
…i zajmowanie się córką. Dla Mary była to codzienność – jakże przyjemna, chociaż co prawda monotonna, codzienność – kiedy Carter przebywał akurat w pracy.
Popsuty kran = nabywanie umiejętność technicznych w ciekawszy, chociaż bardziej mokry, sposób niż uczenie się teorii z książek. A technika w oceanografii, to ważna umiejętność.
Zatrucie pokarmowe czy ciąża? O to jest pytanie…
Isolde, Jasper i Samuel wpadli do Cricków w odwiedziny (och, Sammy, dlaczego obdarowujesz matkę napiwkami z waszego wspólnego konta rodziny?).
No dzięki, ziomuś, przyda się.
No a Lucy doczekała się urodzin i wyrosła na przeuroczą panieneczkę.
Mariah wieczorem musiała zająć się czytaniem książki, bo padnięty Sidney położył się wcześniej spać i nie miał siły umilić jej resztek dnia.
Zadowolona babcia-Cassandra z małym Nathanem.
– …ale czy nie jest panu za zimno, panie listonoszu? Przecież mamy środek zimy – zdążyła zapytać Mariah nim listonosz elegancko ją olał i poszedł kontynuować swoją pracę.
…a kiedy Noah wracał z pracy, stęskniona Astrid czym prędzej pędziła go przytulić.
Zabawa ze starszym bratem. Zima bardziej sprzyja lepieniu bałwanów i bitwom na śnieżki, ale co kto woli.
Sidney znowu spał, kiedy tym razem Mariah zajmowała się Nathanem.
W odwiedziny do Sidneya wpadła Aisha.
– To straszne, jeszcze wczoraj byliśmy nastolatkami i uderzyłeś mnie piłką… Jak to się stało, że masz już żonę i dziecko?
Przyjaciele miło spędzili czas.
Cóż, okazało się, że z tego powodu Mariah nie była zbyt zadowolona i Sidowi trochę zajęło przetłumaczenie jej, że Aisha to tylko przyjaciółka i w dodatku jest lesbijką, a jemu nawet nie przyszło do głowy, że można ich relację odebrać inaczej niż przyjacielską. Skończyło się na pocałunku na zgodę, ale Mariah wyraźnie zaznaczyła, że następnym razem Sid powinien ją uprzedzić przed takimi spotkaniami, bo wtedy łatwo o nieporozumienia.
(I żeby nie było, Sidney również zajmował się dzieckiem!)
Nathan tuż po urodzinach.
(Ten dom jest (a raczej był, bo rozbudował się jeszcze bardziej, ale i tak jest okej) najwygodniejszym piętrowym domem w jakim było mi dane grać – można mieć wszystkich na oku.)
Piękny, śpiący Napoleon Blackwater i ostatnie dni jego życia.
Praca domowa vs. kot
W odwiedziny do rodziny wpadł Finn.
– I co u Regan? Jak się miewa mała? Dostałeś już ten awans, o którym tyle gadałeś? – pytała May. – Czy Regan potrafi dobrze gotować? Zapakować ci trochę jedzenia? Mogę specjalnie zrobić twoje ulubione kotleciki!
– Mamo, zlituj się…
– No, młody, i masz już jakąś dziewczynę? Ja w twoim wieku…
– Nie kłam. Przed Regan nie miałeś nikogo.
Napoleon potrafił zaczepiać nawet majstra – taki był z niego pieszczoch, aż do przesady.
I nastał ten dzień – dzień, w którym po Napoleona przyszedł Mroczny Kosiarz, zachęcając go kocimiętką do ruszenia w zaświaty (wciąż mi smutno).
…która okazała się kolejnym bestsellerem .
Śniegu już prawie nie było, więc Tristan i Nathaniel zamiast rzucać śnieżkami, rzucali piłką – sprytnie.
Jakieś tam randomowe zdjęcie pseudośniadania Morrisonów – pseudo, bo tylko Ella je, Joseph jej towarzysz, a reszty nawet w kuchnio-salonie nie ma.
I trzy inne randomowe zdjęcia bez podpisów:
Mądra Alfa – wyszła na dwór napić się wody z kałuży, a później wróciła do domu, gdzie postanowiła się załatwić.
Ale przynajmniej postanowiła swoje siki kulturalnie zakopać.
Rodzinne rozmówki…
Z serii „Przygody Alfy Morrison” – od wysępienia jedzenia, przez czekanie na listonosza, po czuwanie przy ciężarnej Liv.
Wkrótce na świat przyszedł Apollo – z imieniem po bogu greckim, jak Underhillowie, rodzina od strony mamy Liv, mieli w zwyczaju nazywać swoje dzieci (Liv do teraz nie potrafiła zrozumieć dlaczego Demeter zrezygnowała z tej tradycji i ją oraz pozostałe z dzieci nazwała tak pospolicie)
Ella z radością pomagała w opiece nad wnukiem – może trochę nadprogramowo, bo Liv szybko postanowiła, że wróci do pracy, ale nie miała zamiaru z tego powodu narzekać.
– Mój duży chłopiec!
(I ponownie trochę międzypokoleniowej miłości.)
– Mój mały chłopiec…
Czasami Ryan przyprowadzał z pracy Lee Summerfielda (przez jakiś czas wracali z Liv tym samym samochodem, stąd ona na zdjęciu), ale nie wyniknęła z tego żadna większa przyjaźń.
Xavier Palmer i Roy Brooks – szczęśliwi tatusiowie, którzy na pierwszy rzut oka mogą wyglądać jak para, ale tak nie jest, bo obaj mają piękne żony.
Podział obowiązków (Artemis towarzyszy Leah w tle, bo tym razem to nie była jej kolej na gotowanie)…
Przyjemny czas spędzony przy stole…
Suczka Artemis, Alegra, wdała się w bójkę z pozoru silniejszym psem i wygrała. Ale to i tak nieładnie, została skarcona za narażanie zdrowia i życia swojego oraz innych psów.
Bo po miłosnych uniesieniach ktoś w kuchni porządek zrobić musi…
Artemis i Leah umówiły się z Liv, siostrą Artemis, do restauracji Margaery na ciastko i pogaduszki. Liv była tak zabiegana, że nie zdążyła nawet zdjąć ubrana roboczego.
Dlatego też musiała wyjść ze spotkania wcześniej niż pozostałe dziewczęta i nie załapała się na karaoke (chociaż ona i tak pewnie odpuściłaby sobie śpiewanie).
Artemis i Annabeth.
Leah, jej obrazy i Roy.
Julian i Annabeth mieli urodziny.
Bonusowo: W tej restauracji tak ciężko się gra, że to aż straszne i planuję ją rozbudować, bo jest taka ciasna, że simowie ledwo mogą się ruszyć, ale wtedy straci swój urok, ech. A na trzecim zdjęciu Liv bodajże kradnie gazetę (albo robi kawał, dzwoniąc do drzwi i zwiewając, jeśli czegoś nie mieszam i jest taka możliwość).
Regan i Luna Blackwater.
Och, Finn był taki dumny z tego, że został ojcem.
W wolnych chwilach zaczytywał się w książkach science-fiction.
Pewnego razu Regan postanowiła zaprosić w odwiedziny teściową.
I, cóż, May miała rację, pytając syna o gotowanie żony, bo Regan bała się przygotować cokolwiek samodzielnie w obawie, że jej nie wyjdzie i zamówiła pizzę.
– Bardzo dobra pizza – zachwalała May. – Domowej roboty?
Skłamać czy nie skłamać, zastanawiała się poważnie Regan nim odpowiedziała szczerze:
– Nie, kupiona.
Spotkanie z teściową minęło przyjemnie, chociaż trochę sztywno, dopóki do akcji nie wkroczyła Luna.
(Miś za kratami – tak radzi sobie Robb Stark, kiedy ma dosyć gości używających opcji „rozmawiaj przez to z” czy jak to szło. A akurat ten miś jest b. ważny, bo pozwala mi na zmianę ubrań niemowląt, więc nie mogę go usunąć.)
Finn awansował na kolejne stanowisko (pracuje w karierze gracza – jakaś odmiana po tych moich wszystkich lekarzach, naukowcach i biologach morskich).
Rozczulające…
Męski wypad na miasto z kuzynem Coltonem i jakże męska rozmowa… :')
– Może wyskoczymy do Graciarni, kiedy już zjemy? – zaproponował Finn, bo miał ochotę się zabawić.
– Jasne – odparł Colton, próbując sobie przypomnieć czy czasem jego matka nie planowała tego dnia wyjść gdzieś ze swoją przyjaciółką.
No cóż – w graciarni Colton postanowił się zbugować i przez cały pobyt tam wyglądał jakby czytał niewidzialną książkę. Finn chyba poczuł się zażenowany, myśląc, że kuzyn za bardzo się upił i coś mu odwaliło.
No i jednak Gilly pojawiła się w Graciarni, co bezczelnie wyśmiał Finn, widząc jak Colton wywija niedaleko niej.
Pocałunki pocałunkami, seks seksem, ale to chyba karmienie kawałkiem własnego jedzenia (co z tego, że druga osoba ma identyczną rzecz na talerzu) jest najbardziej romantyczną i uroczą rzeczą w simsach. Naleśniki – oczywiście – są roboty Finna.
Regan postanowiła się w końcu podszkolić w gotowaniu, bo było jej trochę wstyd, że jej mąż jest w tym fachu znacznie lepszy. Nie żeby uważała, że miejsce kobiety jest w kuchni, ale źle się czuła z tym, że to głównie Finn przyrządzał posiłki, a jeśli ona miała coś zrobić – były to jakieś gotowce.
Wkrótce Luna miała urodziny i stała się małym dzieckiem (z twarzyczki chyba cały Finn, tylko kolorystyka po Regan).
Hyperion chciał się spotkać z Demeter, ale jeśli nie to nie, siostro.
Za to jego żonie, Sun, udało się zaprosić Artemis i Xaviera na śniadanio-obiad.
Siostrzane pogawędki.
W wolnych chwilach Selene pochłaniała książki kucharskie, ponieważ w przyszłości pragnęła zająć się gastronomią.
I kolejne nocne czytanie, kiedy ukochana osoba śpi – tym razem Lee i Lydia Summerfield. Ale Lydii trzeba wybaczyć, bo była już w zaawansowanej ciąży.
Wkrótce urodziła się Molly o pięknych, niebieskich oczach.
Babcia Gwendolyn była maleństwem zachwycona – zresztą nie ma co się dziwić.
W odwiedziny do rodzinnego domu wpadła Aisha wraz ze swoją dziewczyną, więc Gwen zamówiła pizzę, nie chcąc ślęczeć podczas tego spotkania w kuchni.
– Jeśli tylko ją skrzywdzisz, to pożałujesz – nie omieszkała się zagrozić Rose i panna Florent nie miała pojęcia czy to żart, ponieważ Gwen mówiła to z uśmiechem na twarzy, ale głos miała niezwykle poważny.
– Nie zamierzam…
Molly w ramionach cioci i dziadka Isaaca.
Pingwinek!
Sport łączy ludzi – zwłaszcza wspólne wywrzaskiwanie przekleństw do telewizora.
Molly tuż po urodzinach.
W domu Campbellów miłość kwitła w najlepsze.
W końcu na świat przyszła długo wyczekiwana córka i wnuczka – Devan.
Krótko po jej narodzinach, Sophie znowu zaczęła mieć nudności. Czyżby kolejna ciąża?
A w odwiedziny na matczyne naleśniki wpadł Colton. Dobra, na pewno chciał odwiedzić rodzinę, nie zrobił tego tylko dla naleśników.
Sophie rzeczywiście była w kolejnej ciąży. Alec liczył tym razem na syna, chociaż kolejną córkę na pewno pokochałby równie mocno, co pierwszą.
Sage dorosła.
Krótko po niej urodziny miała także Devan (z pokolenia na pokolenie coraz trudniej mi stwierdzić do kogo podobne są dzieciaki, hah).
W odwiedziny do Florentów miały wpaść Rose i Aisha, więc Samuel postanowił przygotować spaghetti. Chyba zainspirowany Masonem chciał spróbować własnych sił w kuchni.
Obiad minął w przyjemnej atmosferze. Jasper i Isolde bardzo polubili dziewczynę córki, ale Samuel czuł się nią trochę onieśmielony.
Po posiłku Samuel i Rose rozegrali partię szachów, zupełnie jak za starych lat.
Pewnego popołudnia Samuel wyciągnął Masona na rolki. Okazało się, że Faraday nie kłamał, mówiąc, że nie za bardzo potrafi jeździć (nie za bardzo to spore niedomówienie), więc Samuel chwycił go za dłonie, pomagając w utrzymaniu równowagi na torze. Obaj poczuli się z tą bliskością niezręcznie.
Ostatecznie skończyli na pobliskim basenie.
– Okej, następnym razem idziemy od razu tutaj. Na rolkach poruszasz się strasznie – powiedział szczerze Samuel, kiedy zbierali się do wyjścia.
Innym razem do Florentów wpadł Tristan wraz z rodziną.
Gra w szachy z bratem bliźniakiem żony (wydaje mi się, że też już w przeszłości razem w nie zagrali).
Gdyby Samuel nie miał darmowych rozmów, to Jasper i Isolde mieliby problem z zapłaceniem za jego pogaduszki z Masonem…
Tilda Lovejoy i Salem (w poście z Lovejoyami zdjęcia są już od jakiegoś czasu podpisane jakby co, hah, trochę mi to zajęło).
Sebastian miał urodziny…
…a krótko po nim również miał je Malcolm.
Od przodu.
Z lotu ptaka. Na ostatnim zdjęciu motel, który w końcu powstał. W środku przyczepy i trzy domki inspirowane domkiem Hoppera ze Stranger Things.
I na koniec kawałeczek Starfall, które kiedyś będzie wielkim miastem. Przynajmniej mam zamiar, żeby nim było.
Na koniec dwa drzewa, u Forestów i Lovejoyów póki co luz, więc na razie sobie daruję. Te drzewa powiedzmy, że są trochę niedokończone. Brakuje mi ikonek małżeństw, narzeczeństwa itd., ale nie potrafię znaleźć takich z gry w odpowiednim rozmiarze. I najlepiej wyciętych, bo nie umiem w czary, a równo ręcznie na pewno tego nie dam rady zrobić, hah. Już wykonywanie drzew prawie mnie przerosło – pseudorobię je chyba od dwóch lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz